Dawno, dawno temu ... po dwugodzinnym locie miedzy cumulonimbusami wylądowałem zdezelowanym dwupłatowym Antonowem pośrodku Papui Nowej Gwinei. Wokoło faceci z koteką na fiutku, wielkie kolorowe ptaki i niezwykła dżungla. Pijany pilot, który siedział koło mnie, najpierw przeszedł nisko nad pasem i rozgonił kozy, a następnie wylądował na pasku zielonej łączki...
Wielokrotnie lądowałem na afrykańskiej sawannie, na antypodach i na małych atolach Pacyfiku... co za frajda krążyć nad aktywnym wulkanem i lądować między kangurami, by po chwili wskoczyć do krystalicznie czystej wody!
Całkiem niedawno przelatywaliśmy balonem nad lwami, słoniami, żyrafami i hipopotamami, po czym zrobiliśmy sobie piknik pośrodku afrykańskiej sawanny...
Miałem od wielu lat marzenie, by dla przyjaciół stworzyć w Polsce "Wild Air Camp" ...
Jest takie miejsce na ziemi, gdzie marzenia się spełniają ...